Drogi czytelniku,
Wielu ludzi pisze. Internet pozwala
przedstawić niemal wszelkiego rodzaju wypociny szerszej widowni. W
tym strumieniu historii można wyłowić trochę perełek, sporo
rzeczy dobrych, mnóstwo przeciętnych i zapominalnych, no i wreszcie
ogromne, nieogarnialne wręcz ilości syfu.
Ale to wcale nie wszystko.
Czasem w tej bezkształtnej masie
znajdzie się coś... niepojętego. Coś, co wykracza poza znane
ludzkiej rasie granice słabości i wkracza na niemal transcendentny
poziom.
Tym czymś jest „Pułapka wyobraźni”.
„Pułapka wyobraźni” to zakręcone
jak słoik na zimę opowiadanie niejakiego Kamila Janowskiego,
zamieszczone w 2009 roku na serwisie Horror Online. Po otrzymaniu
paru miażdżących recenzji na forum („W porywach 1,5/10”)
zaginęło w mrokach dziejów... Niesłusznie. Wbrew pozorom wcale
nie tak łatwo znaleźć opowiadanie, w którym o pomstę do nieba
woła praktycznie każde zdanie, każdy kolejny krok rozwoju fabuły,
każdy mechanizm narracyjny stosowany przez autora. Końcowy efekt
jest tak komiczny, że przeczytanie całości przy jednym posiedzeniu
grozi zaśmianiem się na śmierć.
Drogi czytelniku, czuj się ostrzeżony.
Dla cierpliwych najpierw link do tekstu w formie
surowej. Pisownia oryginalna, w każdym znaczeniu tego słowa.
No to jedziemy. Tekst właściwy
zostaje na czarno, ja przechodzę na rzucającą
się w oczy korektorską czerwień.
***
Pułapka wyobraźni
Kamil JanowskiOd autora
Drogi czytelniku, życie obfituje w różne, dziwaczne sytuacje.
Chociaż wszystko, co teraz przeczytasz, jest wyłącznie wytworem
wyobraźni, Twoim wyłącznie interesem jest, czy w to uwierzysz, czy
też nie.
Całość zaczyna
się jeszcze względnie niewinnie, acz już na tym etapie możemy
zauważyć dwie rzeczy, które okażą się kluczowe. Po pierwsze,
narrator zwraca się bezpośrednio do czytelnika – jak się okaże,
wychodzi to poza ów nowatorski wstęp odautorski. Po drugie, coś
jest nie tak z przecinkami. Na razie tylko odrobinę...
Opowiadanie
to w prosty sposób ukazuje jak w sposób „łańcuchowy”można
powiązać składnie wielowątkową akcję, nie gubiąc przy tym
głównego wątku.
1. Co to jest
sposób „łańcuchowy”?
2. Wnioskując po
dalszej części tego dzieła, autor chyba próbuje samego siebie
przekonać do prawdziwości powyższych słów...
… co?
Ja jedynie
podaję ci na „srebrnej tacy, intensywny przekaz myślowy” jakim
nazwałem to krótkie opowiadanie.
Kamil Janowski,
mistrz stawiania zbędnych przecinków, otrzymuje także wyróżnienie
w kategorii „Najbardziej losowo umieszczony cudzysłów”. Doceńmy
również brawurowe wyrażenie „intensywny przekaz myślowy”. Jak
się już za chwilę okaże, bardzo, bardzo intensywny.
Jeżeli
zrozumiesz ten zlepek słów, będzie to jedynie oznaczało iż dałeś
się złapać w „Pułapkę wyobraźni”. Czy uwierzysz w zawarte
na tych stronach słowa?
Będzie ciężko,
zważywszy na to, że przed nami totalny odlot. Radzę zapiąć pasy:
Z całej, tej opowieści i wszystkich
innych morał jest następujący, -„Wszystko to jest tylko
intensywnym przekazem słownym, płynącym z wyobraźni człowieka,
który to wymyślił.” –Bądź, co bądź pułapka wyobraźni
zadziałała prawidłowo. Jednak czy dałeś się w nią złapać,
wiesz tylko Ty. Ja jestem tylko „marionetką w rękach
niewidzialnego Boga. Zabawką, która dzia³a poœród pewnego
programu. Twoj¹, osobistą sprawą jest czy dasz się wciągnąć w
wir niesamowitych wydarzeń. Czy uwierzysz w mój świat, to, co z
góry Ci narzucam. Jak w świat z góry ustawiony przez Boga.
Powinienem pewnie
podjąć się analizy powyższych zdań, ale... Poddaję się. To
dopiero wstęp. Muszę zachować energię na część właściwą,
która, na całe szczęście, właśnie się zaczyna. Zobaczmy, co
przedstawi nam „marionetka w rękach niewidzialnego Boga”:
Wyobraź sobie, że siedzisz teraz na głębokim, skurzanym fotelu.
Jeśli możesz
sobie wyobrazić wyłącznie siedzenie w skórzanym fotelu, pułapka
wyobraźni najwyraźniej nie zadziałała prawidłowo.
Twój spokój wydaje się być niczym niezmącony. Zamykasz swe,
zmęczone oczy. Twoje, umęczone ciało w końcu odpocznie.
Ależ sielanka.
Spokój wydają się mącić wyłącznie te, chore przecinki. Są,
naprawdę szalone. Wchodzą w twoją, biedną krew.
Sen nadchodzi po krótkiej chwili.-„
Nadal siedzisz na swym, skurzanym, miękkim fotelu. Ale co się
dzieje? Nagle czujesz, że jego stuktura rozchodzi się na dwie
strony a ty wpadasz do jego środka. Jak się później okazuje, jest
to inny swiat. Świat twojej, chorej na wskroś wyobraźni.
Kiedy „stuktura”
fotela rozpada się na dwie strony, czas najwyższy zabrać go do
tapicera. Nie dość, że wyjaśni Ci on, drogi czytelniku, jak
właściwie o „stukturę” zadbać (a może nawet powiadomi Cię,
czym ona właściwie jest), to jeszcze unikniesz wpadnięcia do
świata swojej, chorej na wskroś wyobraźni.
Powiedziałbym,
że oto właśnie morał całej tej, chorej historii, ale przecież
autor już nam go podał -
„Wszystko to
jest tylko intensywnym przekazem słownym, płynącym z wyobraźni
człowieka, który to wymyślił.”.
Czeluść piekielna ogarnia twoją
duszę. Przechodzisz tam niewyobrażalne męki. Nie jest to już męka
cielesna lecz duchowa.
Chyba
przegapiliśmy część cielesną, ale co tam.
Nie dość, że „stuktura” fotela idzie do naprawy, to jeszcze
czeluść piekielna ogarnęła twoją duszę. Kto by się w takiej
sytuacji przejmował jakimś rozdzierającym bólem.
O wiele większa i bardziej bolesna.
Twój Umysł teraz przeżywa męki innych. Tych, wszystkich, którym
wyrządziłeś krzywdę.
O, nie! Tylko nie
empatia! Tylko nie Umysł wielką literą!
Twój umysł przenika jego miękką strefę.
Nagła zmiana
nastroju. Pytaniem pozostaje, czego miękką strefę przenika umysł.
Wygląda na to, że Umysłu. A może fotela.
Z ciemności wchodzisz teraźniejsze
czasy.
Prezent simpyl i
prezent kontinjus?
Znajdujesz się teraz przezroczystej
kuli.
Nie ma w niej
przyimków. Już w drugim zdaniu z rzędu.
Nie ma ona żadnych otworów, za to
rozmiary są wystarczające aby pomieścić twoje ciało.
Najdziwniejszy, a może wcale nie, jest fakt iż wisisz bez
jakichkolwiek lin.
Najdziwniejszy, a
może wcale nie, jest fakt iż cokolwiek jest jeszcze w stanie Cię
zdziwić.
Patrzysz wokół siebie. Za jej
przezroczystą materią, widzisz jakieś lasy, nic więcej Nie wiesz
na jakiej części kuli ziemskiej się znajdujesz. Woda zaś to
jakieś wielkie jezioro a może nawet morze.
A może to nie
jezioro, tylko ocean. W takim wypadku Kamil Janowski przewidziałby
zakończenie Alana Łejka. To każe podejrzewać, że teraźniejsze
czasy to tak naprawdę przyszłość! To jest dopiero proza
eksperymentalna!
Pomimo iż z góry dostrzegasz całą
panoramę, owej okolicy, nie dostrzegasz tam nic prócz lasów. Na
każdym niemal centymetrze.
Jak wiemy, w
lasach znajdują się często fragmenty, które nie są lasem. Tu
jednak mamy las na każdym niemal centymetrze. Poza tym jeszcze przed
chwilą częścią panoramy było wielkie jezioro, a może nawet morze – no
ale cóż, może morze zajmuje te centymetry, których las nie
naruszył.
Nagle z zawrotną prędkością,
zaczynasz spadać w dół.
Mogło być
gorzej. Spadanie w górę – to dopiero jazda.
Kręcisz się nerwowo, nie pojmując,
co się dzieje. Wpadasz do wody, ciężar kuli rozchlapuje ją na
boki, burząc przez to jej nienaruszoną wcześniej strukturę.
St(r)uktura
wydaje się być słowem-kluczem do rozwiązania zagadki Twojej,
chorej wyobraźni. Pojawia się zdecydowanie za często w miejscach,
w których autor nie wie, jakiego rzeczownika użyć.
Najważniejszy jest fakt iż pozostało
ci jakieś trzydzieści procent powietrza.
W Twojej, chorej
wyobraźni wewnątrz kuli wyświetla się wskaźnik pozostałego w niej powietrza. W
procentach.
Łapczywie łapiesz kolejne oddechy.
Zachłystujesz się nim, tylko po to aby jak najdłużej utrzymać
się przy życiu.
Okej.
Zachłystując się możesz się udusić jeszcze wcześniej niż
jeśli tego nie zrobisz, ale... Sytuacja jest dramatyczna, ciężko o
rozsądne decyzje.
Kula opada coraz głębiej, na dno.
Widmo niechybnie zbliżającej się śmierci, wisi nad twoją głową.
Z sekundy na sekundę, jest ci coraz duszniej. Kulisz swe, chude
ciało. Momentalnie zapada ciemność.”- Nagle budzisz się.
To się nazywa
szybki rozwój wypadków!
Cieszysz się, że nadal żyjesz, ale
czy na pewno to jest ten sam fotel, na którym spałeś?-„ Nie,
znajdujesz się teraz krześle elektrycznym.
!!! Tu też nie
ma przyimków, więc wiesz, że to się dobrze nie skończy.
Przypięty skórzanymi pasami, nie
możesz się nawet poruszyć. Zaciskasz pięści z ogarniającego cię
przerażenia. Na twoich rękach zaczynają pojawiać się grube żyły.
Najwyraźniej
poddano Cię eksperymentom genetycznym, które powodują mutację
naczyń krwionośnych.
Ból, umiejscowiony, na środku twej
głowy, pulsuje w rytmie pracy serca.
Podobnie, jak,
przecinki.
Czujesz, że miarowo rozchodzi się on
na oba płaty czaszki. Strach i napięcie wciąż królujące w
umyśle, sprawia, że twoje zwieracze powoli puszczają. Majtki w
jednej chwili stają się mokre od nadmiaru moczu.
Ech, a na
opakowaniu było napisane, że spokojnie wchłoną pół litra...
Poza tym ja osobiście martwiłbym się puszczeniem innego zwieracza,
no ale to Twoja, chora wyobraźnia, więc już nic nie mówię.
Łzy również dają znać o swym
istnieniu.
„No siema,
drogi czytelniku, dawnośmy się nie widzieli”.
Ich duże krople wraz z potęgującym
się zapachem potu, ściekają na twe kolana.
Zapach potu
ścieka na kolana. Swoją drogą, znajdujesz się w ciekawej pozycji
na tym krześle, skoro łzy lecą właśnie tam.
Nagle czyjaś ręka łapie za włącznik
prądu. Źrenice w jednej chwili rozszerzają się. Z twoich niemych
dotychczas ust wydobywa się ryk, słowo zaś które wypowiadasz
brzmi- „nie”.
Nie! Tylko nie
rozszerzające się źrenice!
–Ręka powoli opada na dół. Twoje
ciało jest teraz wstrząsane tysiącem śmiertelnych wolt.
Za sjp.pl:
Wolta
1. jazda w kółko
na ujeżdżanym koniu;
2. zręczny obrót ciała, np. podczas walki
2. zręczny obrót ciała, np. podczas walki
Wyobraź sobie
śmiercionośną woltę, pomnóż przez tysiąc i zobrazuj w swojej,
chorej wyobraźni. To jest piekło.
Coraz szybciej. Prąd jest tak silny,
że pali twą skórę. Wstrząsy sprawiają iż przegryzasz sobie
język. Z twoich ust wychlapuje krew. Słyszysz obijający się
pomiędzy uszami śmiech. Wyjesz z ogarniającego cię bólu. To już
koniec.
Uffff.
Bynajmniej tak ci się wydaje.
Bez komentarza.
”- Budzisz się, znowu na swym
fotelu. Chcesz otworzyć oczy, jednak okazuje się to bardzo trudne.
Powieki są ciężkie niczym dwa odważniki.
Wnioskuję, że
nie są to odważniki ważące tyle, co powieki.
Męczysz się coraz bardziej.
Najdziwniejszy w tym, wszystkim jest fakt iż w żaden sposób nie
możesz się ruszyć z miejsca.
Coś dużo tych
najdziwniejszych w tym, wszystkim (!) faktów.
Palce i oczy są to jedyne części
ciała jakimi możesz poruszać. Twoje serce bije coraz szybciej. W
twojej głowie przepływają tysiące myśli.-„ Jedną nich jest
ta, która mówi ci, że odpływasz w inne realia ziemskiego świata.
No masz. Jeśli
jedna z tysięcy myśli używa tak szalonych związków wyrazowych,
strach pomyśleć, jak brzmią pozostałe.
Twój oddech jest bardzo szybki. To
jest jeden, wielki szok.
Całe to
opowiadanie to jeden, wielki szok. Z przecinkiem.
Leżysz w karetce pogotowia. Jedzie ona
bardzo szybko. Zemdlałeś, ktoś próbuje ci pomóc, bynajmniej tak
ci się zdaje.
Ponownie bez
komentarza.
Ktoś do ciebie podchodzi Ma jednak
złe zamiary. Twoje oczy widzą wszystko przez grubą warstwę mgły.
Widzisz, że bierze do ręki jakieś szczypce.
Kto bierze,
wszystko czy mgła?
Nerwowo kręcisz głową. Twoje oczy,
zdradzają czychające pod powiekami przerażenie.
To dopiero. Nie
dość, że mgła grozi Ci szczypcami, to jeszcze pod powiekami
„czycha” na Ciebie przerażenie. Nie ma dokąd uciec!
Kręcisz się na noszach tak bardzo,że
spadasz na dół. To jednak nie zniechęca napastnika. Ciężkim
butem, na twarzy, zatrzymuje twe ruchy.
Czy napastnik
nosi but na twarzy? Możliwe, w końcu jest mgłą. A może
zatrzymuje ruchy na Twojej twarzy?
Próbujesz się uwolnić, ale wiesz, że
to jest niemożliwe. Z szyderczym uśmiechem na ustach łapie za
twoje jelita.
Znalazłeś się
w uniwersum Mortal Kombat, gdzie wystarczy trochę mocniej uderzyć
kogoś w brzuch, by wyjąć mu jelita.
Ściska je i wyrywa, jedno po drugim.
Strach zapytać,
ile ich masz. Nawet w uniwersum Mortal Kombat standardem są dwa.
Ból sprawia, że tracisz przytomność.
Twoje wnętrzności pływają we krwi.
Przynajmniej
niektóre wyrwał. Może przeżyjesz!
Otwierasz oczy i leżysz teraz na łóżku
przypięty skórzanymi pasami bezpieczeństwa. Jesteś umysłowo
chory. Zdradzasz oznaki obłąkania. To jest jakiś rodzaj psychozy
maniakalnej.
O... kej? Podobno
podstawową oznaką obłąkania jest to, że nie zdajesz sobie sprawy
z bycia obłąkanym. Skoro potrafisz wystawić sobie diagnozę, to
chyba nie jest źle... Nawet jeśli ta diagnoza nie ma sensu.
Przynajmniej Twoje wnętrzności już chyba nie pływają we krwi.
Wierzysz w jakiegoś niewidzialnego
boga, skoro wszyscy na kuli ziemskiej wiedzą, że aby przeżyć
wystarczy zabić kolejnego mieszkańca kuli ziemskiej, którą
zamieszkują.
Dobra, może
jednak wnętrzności we krwi były lepsze. Bredzisz, delikatnie
mówiąc. Nie podejmę się interpretacji, z wariatami trzeba
ostrożnie.
Na około twego łóżka stoją teraz
lekarze w białych fartuchach. W pomieszczeniu czujesz znieanawidzony
przez ciebie zapach lizolu. Kręcisz się nerwowo, chcąc się
wydostać. Wszelkie próby spełzają na niczym. Niczym w
narkotycznym transie, wypowiadasz następujące słowa.- „Jestem
śmieciem ludzkim. Zwykłą szmatą, stworzoną tylko po to aby ktoś
mnie dobił.”- Wyjesz, bardzo głośno.
No już, nie
przesadzaj! Spokojnie, lekarze są tu po to, żeby Ci po-
Jak każesz tak się też staje.
Lekarze spełniają twe żądanie. Wyjmują ze swych kieszeni
pistolety kaliber czterdzieści cztery.
...
Każdy strzał jest jak, nie tego nie
można chyba z niczym porównać.
Można – jest
jak czytanie tego opowiadania zdanie po zdaniu i obserwowanie
galopujących przecinków.
Twoje, nagie ciało rozpruwają kolejne
kule. Leżysz teraz napełniony ołowiem, na stole w kostnicy.
Napełniony
ołowiem. Cóż. Nie martw się, w zakładzie pogrzebowym pozbędą się go i
zastąpią płynem balsamującym.
Jeszcze jeden człowiek wypałniający
swój obowiązek. Wyjął już wszystkie. Trzydzieści kul, jak
trzydzieści dni miesiąca”.
!!!
–Budzisz się ponownie aby zaraz
ponownie zasnąć. Nie panujesz nad tym. To jest silniejsze od
ciebie.
No, to akurat nic
niepokojącego. Osobiście też nie panuję nad tym, kiedy się
budzę.
- Leżysz teraz w na łóżku.
A więc to tutaj
uciekły zagubione przyimki!
Twoja postać, wcieliła się w tym
momencie w postać kobiety. Młodej, dwudziestoletniej blondynki.
Nie dość, że
młodej, to jeszcze dwudziestoletniej... Zanosi się na porządny
gwałt!
Twój umysł jednak pozostaje na swoim
miejscu.
Eeee, czyli
gdzie? Na fotelu? W kuli? Na krześle elektrycznym? Na łóżku? W
kostnicy?
Leżysz na łóżku, przywiązany
sznurami. Twoje ręce nerwowo poruszają się. Do pokoju wchodzi
jakiś męszczyzna.
!!!!!!
Zbliża się do ciebie. Zdejmuje z
siebie spodnie i bieliznę, obnażając się tym samym.
Spokojnie, może
zaraz z powrotem się ubierze, przywdziewając się tym samym.
Nie podoba ci się ten widok. Kładzie
swe ciało na tobie. Liże każdy najmniejszy nawet kawałek twego
ciała.
Cóż, wyraźnie
się chłopakowi nie spieszy.
Wzdrygasz się, ale nic oprócz tego.
Nagle zaczyna w ciebie wnikać. Czujesz go w sobie. Odraza opanowuje
twe ciało. Krzyczysz aby przestał, ponieważ sprawi ci ból. On
jednak cię nie słucha. Ból staje się coraz większy. Plujesz na
niego, aby tylko wyrazić to, co do niego czujesz. On jednak się tym
nie zraża. Śmieje ci się w twarz, ryczy. Gdy już jego żądze są
zaspokojone, odchodzi z nie gasnącym uśmiechem na ustach.
No, to było
dosyć szybkie i napisane nieporadnie jak zwykle, ale prawie
przejmujące! Czyżby była jeszcze jakaś nadzieja dla umiejętności
narracyjnych „marionetki w rękach niewidzialnego Boga”?
Dziwny w tym, wszystkim był fakt iż
nie odstręczał go twój widok. A jest on napradę brzydki.
Nie.
Na twej twarzy, znajdują się czrwone
krosty, wielkości gałki ocznej. Są bardzo swędzące. Gdy odważasz
się aby podrapać jedną z nich, ta pęka, wylewając na zewnątrz
białą maź.
Nie ma nadziei.
Czujesz chwilową ulgę. Ale inne
krosty również swędzą. Maź, spływa, po ranie, na szyję,
tworząc w tym samym następną krostę. To jest straszne.
Owszem.
Drapiesz się po następnych, te
pękają. Maź wypływa, przy okazji wypalając twą skórę, niczym
kwas solny. Skóra odchodzi płatami od kości.
To wypala się
czy odchodzi? Pewnie jedno i drugie.
Wyjesz z ogarniającego twe ciało
bólu. Kolejne, nowo powstałe krosty, również swędzą. Drapiesz
się, wiedząc, że już niewiele pozostało na tobie wolnego ciała.
Resztę ciała
wzięła już w niewolę Twoja, chora wyobraźnia.
Odruchowo drapiesz się po kroście, na
prawej piersi. Maź dostaje się do twego serca.”
Pamiętajcie,
dzieci, nie drapcie się za mocno jak Was komar ukąsi, bo
dodrapiecie się do serca.
- Twoje usta i oczy zamierają w niemym
krzyku i tak właśnie umierasz po raz kolejny. Niestety, a może
nareszcie, okazuje się iż twoje ciało leży w lodówce kostnicy.
Niestety, a może
nareszcie, umarłeś, drogi czytelniku.
Czy to już koniec?
Coś mi mówi, że
nie!
–„ Twój dotychczas uśpiony umysł
budzi się. Odczuwasz w tym momencie przenikliwe zimno. Ogarnia ono
twoje ciało. Nie wiesz po pierwsze w jaki sposób jeszcze żyjesz, a
po drugie jak wydostać się z tego koszmarnego pomieszczenia.
Kopiesz w drzwi lodówki. Nikt jednak ich nie otwiera. Czujesz, że
powoli zamarzasz. Temperatura twego ciała spada do niebezpieczengo
stanu. Dwadzieścia stopni. Funkcje życiowe twego ciała ustają.
Ale, jak widać
poniżej, zachowujesz świadomość.
” –Gdy już jesteś przekonany
niemal, na sto procent o pewności swej śmierci, twoja, chora
psychika płata ci kolejnego figla.
Argh! Jestem
niemal, na sto procent przekonany o pewności tego, że Twoja, chora
psychika po prostu nie zna umiaru.
- „Leżysz teraz w wąskim pudełku.
Tam gdzie się znajdujesz, jest bardzo ciemno. Już wiesz, to jest
trumna. Jedyne czym możesz jeszcze poruszać, jest to głowa jak
również palce rąk i nóg. W środku jest bardzo duszno.
W środku palców
jest duszno? Cóż, przynajmniej możesz nimi poruszać.
Twój oddech jest bardzo ciężki,
zresztą jak zawsze w takich chwilach.
Jesteś weteranem
bywania w trumnie i wiesz, jakie są tego konsekwencje dla Twojego,
biednego oddechu.
Nagle czuje, że coś pełza ci po
nodze.
Wpełza na Ciebie
i zaczyna czuć, że pełza. To nie zwiastuje niczego dobrego!
Posuwa się wolno, ale miarowo do
przodu. Również na ręku wyczuwasz, że nie jesteś sam w tym
pudełku. Gdy trzeci, nie znany ci osobnik wpełza na twoje, spocone
czoło, już wiesz, że są to jakieś robaki. Po szybkości ich
poruszania, wnioskujesz iż są niewielkich rozmiarów.
Z kolei po kącie,
pod jakim na Ciebie wpełzują, wnioskujesz, iż trumna jest wykonana
z drewna bukowego.
Potem następny, na brzuchu, jest ich
coraz więcej. Wchodzą ci na twarz. Po kilkunastu sekudach jest ich
cały rój. Rój obślizgłych robali, pełzających po twym, nagim
ciele.
O, miło, że
marionetka w rękach niewidzialnego Boga raczyła sprecyzować. Z
dotychczasowego opisu wynikało, że jest to rój pszczół,
latających wokół Twoich purpurowych majtek.
Wchodzą wszędzie: do nosa, co w
znaczący sposób utrudnia mu swobodne oddychanie.
Nos oddycha za
Ciebie, więc masz problem. Na szczęście nos może też oddychać
ustami!
Gdy na powrót zaczyna oddychać
ustami, tam również się wślizgują.
Szlag. Tyle jeśli
chodzi o plan B.
Nie oszczędzają żadnej, najmniejszej
nawet szpary. Uszy, tam jest najgorzej, wnikają do nich wświdrowując
się. Ból jest niesłychanie wielki.
Ha! Niesłychanie!
To dobre, bo mowa o uszach!
Sprawia, że bębenki pękają,
wyjewając z siebie pusującą krew. To oznacza gotowość do ataku.
Robaki niczym w szaleńczym amoku rzucają się w kierunku krwi.
Wszystkie teraz
pełzną w stronę uszu. No, przynajmniej się nie udusisz!
Piją ją, stając się od tego
grubsze. Niczym komary, albo muchy.
Albo robaki. Albo
Twoja, chora wyobraźnia.
Jest ci coraz trudniej oddychać. Wyjesz z bólu, co sprawia,że
twoje, spierzchnięte dotychczas usta pękają. Krew drobną strużką
wypływa z ich kancików. Czujesz jak oszalałe robaki, z bardzo dużą
szybkościa przesuwają się po swój pokarm. Wgryzają się głębiej
w ciało aby tylko wyssać więcej krwi. Ich malutkie, zdawałoby się
nic nie znaczące ząbki, niczym tarka zdzierają naskórek i w
bardzo powolnym tępie drążą maleńkie dziurki, w poszukiwaniu
twojej krwi.
Spokojnie, te
ząbki pracują w bardzo powolnym „tępie”, więc pewnie same też
są tępe! Może przeżyjesz!
Przez uszy dostają się do twojego
mózgu. To naprawdę już koniec.
Mówiłeś tak
wcześniej, a to było przed lekarzami, gwałtem, krostami i
robakami. Ciężko Ci zaufać, marionetko w rękach niewidzialnego
Boga.
Umierasz, robaki wgryzają się w jeden
z najważniejszych organów u człowieka.
Yyyy... Mowa o
mózgu, prawda...?
Krew wylewa się na twoją twarz, a
robaków z minuty na minutę jest coraz więcej i więcej.
Odpływasz całkowicie. Co prawda nie wiesz jeszcze gdzie ale święcie wierzysz, że tam dokąd podąż twoja, duchowa opoka, będzie o wiele lepiej niż w śnie, który nieubłaganie zmierzał do nieskończoności.
Odpływasz całkowicie. Co prawda nie wiesz jeszcze gdzie ale święcie wierzysz, że tam dokąd podąż twoja, duchowa opoka, będzie o wiele lepiej niż w śnie, który nieubłaganie zmierzał do nieskończoności.
Podobnie jak to
opowiadanie. Ale to naprawdę koniec!
***
Cóż
dodać, drogi czytelniku. Tylu błędów leksykalnych,
ortograficznych i interpunkcyjnych na tak niewielkiej powierzchni nie sposób znaleźć nigdzie indziej. „Pułapka
wyobraźni” to punkt wyjścia dla tego bloga. Każde następne
opowiadanie będzie analizowane w zestawieniu z nim. Drogi
czytelniku... Drogi autorze... Bądźcie świadomi.