niedziela, 21 kwietnia 2013

KAMIL JANOWSKI - "PUŁAPKA WYOBRAŹNI"

Drogi czytelniku,
Wielu ludzi pisze. Internet pozwala przedstawić niemal wszelkiego rodzaju wypociny szerszej widowni. W tym strumieniu historii można wyłowić trochę perełek, sporo rzeczy dobrych, mnóstwo przeciętnych i zapominalnych, no i wreszcie ogromne, nieogarnialne wręcz ilości syfu.
Ale to wcale nie wszystko.
Czasem w tej bezkształtnej masie znajdzie się coś... niepojętego. Coś, co wykracza poza znane ludzkiej rasie granice słabości i wkracza na niemal transcendentny poziom.
Tym czymś jest „Pułapka wyobraźni”.
„Pułapka wyobraźni” to zakręcone jak słoik na zimę opowiadanie niejakiego Kamila Janowskiego, zamieszczone w 2009 roku na serwisie Horror Online. Po otrzymaniu paru miażdżących recenzji na forum („W porywach 1,5/10”) zaginęło w mrokach dziejów... Niesłusznie. Wbrew pozorom wcale nie tak łatwo znaleźć opowiadanie, w którym o pomstę do nieba woła praktycznie każde zdanie, każdy kolejny krok rozwoju fabuły, każdy mechanizm narracyjny stosowany przez autora. Końcowy efekt jest tak komiczny, że przeczytanie całości przy jednym posiedzeniu grozi zaśmianiem się na śmierć.
Drogi czytelniku, czuj się ostrzeżony.

Dla cierpliwych najpierw link do tekstu w formie surowej. Pisownia oryginalna, w każdym znaczeniu tego słowa.


No to jedziemy. Tekst właściwy zostaje na czarno, ja przechodzę na rzucającą się w oczy korektorską czerwień.
***

Pułapka wyobraźni

Kamil Janowski
Od autora
Drogi czytelniku, życie obfituje w różne, dziwaczne sytuacje. Chociaż wszystko, co teraz przeczytasz, jest wyłącznie wytworem wyobraźni, Twoim wyłącznie interesem jest, czy w to uwierzysz, czy też nie.

Całość zaczyna się jeszcze względnie niewinnie, acz już na tym etapie możemy zauważyć dwie rzeczy, które okażą się kluczowe. Po pierwsze, narrator zwraca się bezpośrednio do czytelnika – jak się okaże, wychodzi to poza ów nowatorski wstęp odautorski. Po drugie, coś jest nie tak z przecinkami. Na razie tylko odrobinę...

Opowiadanie to w prosty sposób ukazuje jak w sposób „łańcuchowy”można powiązać składnie wielowątkową akcję, nie gubiąc przy tym głównego wątku.

1. Co to jest sposób „łańcuchowy”?
2. Wnioskując po dalszej części tego dzieła, autor chyba próbuje samego siebie przekonać do prawdziwości powyższych słów...

To jest normalne.

… co?

Ja jedynie podaję ci na „srebrnej tacy, intensywny przekaz myślowy” jakim nazwałem to krótkie opowiadanie.

Kamil Janowski, mistrz stawiania zbędnych przecinków, otrzymuje także wyróżnienie w kategorii „Najbardziej losowo umieszczony cudzysłów”. Doceńmy również brawurowe wyrażenie „intensywny przekaz myślowy”. Jak się już za chwilę okaże, bardzo, bardzo intensywny.

Jeżeli zrozumiesz ten zlepek słów, będzie to jedynie oznaczało iż dałeś się złapać w „Pułapkę wyobraźni”. Czy uwierzysz w zawarte na tych stronach słowa?

Będzie ciężko, zważywszy na to, że przed nami totalny odlot. Radzę zapiąć pasy:

Z całej, tej opowieści i wszystkich innych morał jest następujący, -„Wszystko to jest tylko intensywnym przekazem słownym, płynącym z wyobraźni człowieka, który to wymyślił.” –Bądź, co bądź pułapka wyobraźni zadziałała prawidłowo. Jednak czy dałeś się w nią złapać, wiesz tylko Ty. Ja jestem tylko „marionetką w rękach niewidzialnego Boga. Zabawką, która dzia³a poœród pewnego programu. Twoj¹, osobistą sprawą jest czy dasz się wciągnąć w wir niesamowitych wydarzeń. Czy uwierzysz w mój świat, to, co z góry Ci narzucam. Jak w świat z góry ustawiony przez Boga.

Powinienem pewnie podjąć się analizy powyższych zdań, ale... Poddaję się. To dopiero wstęp. Muszę zachować energię na część właściwą, która, na całe szczęście, właśnie się zaczyna. Zobaczmy, co przedstawi nam „marionetka w rękach niewidzialnego Boga”:

Wyobraź sobie, że siedzisz teraz na głębokim, skurzanym fotelu.

Jeśli możesz sobie wyobrazić wyłącznie siedzenie w skórzanym fotelu, pułapka wyobraźni najwyraźniej nie zadziałała prawidłowo.

Twój spokój wydaje się być niczym niezmącony. Zamykasz swe, zmęczone oczy. Twoje, umęczone ciało w końcu odpocznie.

Ależ sielanka. Spokój wydają się mącić wyłącznie te, chore przecinki. Są, naprawdę szalone. Wchodzą w twoją, biedną krew.

Sen nadchodzi po krótkiej chwili.-„ Nadal siedzisz na swym, skurzanym, miękkim fotelu. Ale co się dzieje? Nagle czujesz, że jego stuktura rozchodzi się na dwie strony a ty wpadasz do jego środka. Jak się później okazuje, jest to inny swiat. Świat twojej, chorej na wskroś wyobraźni.

Kiedy „stuktura” fotela rozpada się na dwie strony, czas najwyższy zabrać go do tapicera. Nie dość, że wyjaśni Ci on, drogi czytelniku, jak właściwie o „stukturę” zadbać (a może nawet powiadomi Cię, czym ona właściwie jest), to jeszcze unikniesz wpadnięcia do świata swojej, chorej na wskroś wyobraźni.
Powiedziałbym, że oto właśnie morał całej tej, chorej historii, ale przecież autor już nam go podał -
„Wszystko to jest tylko intensywnym przekazem słownym, płynącym z wyobraźni człowieka, który to wymyślił.”.

Czeluść piekielna ogarnia twoją duszę. Przechodzisz tam niewyobrażalne męki. Nie jest to już męka cielesna lecz duchowa.

Chyba przegapiliśmy część cielesną, ale co tam. Nie dość, że „stuktura” fotela idzie do naprawy, to jeszcze czeluść piekielna ogarnęła twoją duszę. Kto by się w takiej sytuacji przejmował jakimś rozdzierającym bólem.

O wiele większa i bardziej bolesna. Twój Umysł teraz przeżywa męki innych. Tych, wszystkich, którym wyrządziłeś krzywdę.

O, nie! Tylko nie empatia! Tylko nie Umysł wielką literą!

Twój umysł przenika jego miękką strefę.

Nagła zmiana nastroju. Pytaniem pozostaje, czego miękką strefę przenika umysł. Wygląda na to, że Umysłu. A może fotela.

Z ciemności wchodzisz teraźniejsze czasy.

Prezent simpyl i prezent kontinjus?

Znajdujesz się teraz przezroczystej kuli.

Nie ma w niej przyimków. Już w drugim zdaniu z rzędu.

Nie ma ona żadnych otworów, za to rozmiary są wystarczające aby pomieścić twoje ciało. Najdziwniejszy, a może wcale nie, jest fakt iż wisisz bez jakichkolwiek lin.

Najdziwniejszy, a może wcale nie, jest fakt iż cokolwiek jest jeszcze w stanie Cię zdziwić.

Patrzysz wokół siebie. Za jej przezroczystą materią, widzisz jakieś lasy, nic więcej Nie wiesz na jakiej części kuli ziemskiej się znajdujesz. Woda zaś to jakieś wielkie jezioro a może nawet morze.

A może to nie jezioro, tylko ocean. W takim wypadku Kamil Janowski przewidziałby zakończenie Alana Łejka. To każe podejrzewać, że teraźniejsze czasy to tak naprawdę przyszłość! To jest dopiero proza eksperymentalna!

Pomimo iż z góry dostrzegasz całą panoramę, owej okolicy, nie dostrzegasz tam nic prócz lasów. Na każdym niemal centymetrze.

Jak wiemy, w lasach znajdują się często fragmenty, które nie są lasem. Tu jednak mamy las na każdym niemal centymetrze. Poza tym jeszcze przed chwilą częścią panoramy było wielkie jezioro, a może nawet morze – no ale cóż, może morze zajmuje te centymetry, których las nie naruszył.

Nagle z zawrotną prędkością, zaczynasz spadać w dół.

Mogło być gorzej. Spadanie w górę – to dopiero jazda.

Kręcisz się nerwowo, nie pojmując, co się dzieje. Wpadasz do wody, ciężar kuli rozchlapuje ją na boki, burząc przez to jej nienaruszoną wcześniej strukturę.

St(r)uktura wydaje się być słowem-kluczem do rozwiązania zagadki Twojej, chorej wyobraźni. Pojawia się zdecydowanie za często w miejscach, w których autor nie wie, jakiego rzeczownika użyć.

Najważniejszy jest fakt iż pozostało ci jakieś trzydzieści procent powietrza.

W Twojej, chorej wyobraźni wewnątrz kuli wyświetla się wskaźnik pozostałego w niej powietrza. W procentach.

Łapczywie łapiesz kolejne oddechy. Zachłystujesz się nim, tylko po to aby jak najdłużej utrzymać się przy życiu.

Okej. Zachłystując się możesz się udusić jeszcze wcześniej niż jeśli tego nie zrobisz, ale... Sytuacja jest dramatyczna, ciężko o rozsądne decyzje.

Kula opada coraz głębiej, na dno. Widmo niechybnie zbliżającej się śmierci, wisi nad twoją głową. Z sekundy na sekundę, jest ci coraz duszniej. Kulisz swe, chude ciało. Momentalnie zapada ciemność.”- Nagle budzisz się.

To się nazywa szybki rozwój wypadków!

Cieszysz się, że nadal żyjesz, ale czy na pewno to jest ten sam fotel, na którym spałeś?-„ Nie, znajdujesz się teraz krześle elektrycznym.

!!! Tu też nie ma przyimków, więc wiesz, że to się dobrze nie skończy.

Przypięty skórzanymi pasami, nie możesz się nawet poruszyć. Zaciskasz pięści z ogarniającego cię przerażenia. Na twoich rękach zaczynają pojawiać się grube żyły.

Najwyraźniej poddano Cię eksperymentom genetycznym, które powodują mutację naczyń krwionośnych.

Ból, umiejscowiony, na środku twej głowy, pulsuje w rytmie pracy serca.

Podobnie, jak, przecinki.

Czujesz, że miarowo rozchodzi się on na oba płaty czaszki. Strach i napięcie wciąż królujące w umyśle, sprawia, że twoje zwieracze powoli puszczają. Majtki w jednej chwili stają się mokre od nadmiaru moczu.

Ech, a na opakowaniu było napisane, że spokojnie wchłoną pół litra... Poza tym ja osobiście martwiłbym się puszczeniem innego zwieracza, no ale to Twoja, chora wyobraźnia, więc już nic nie mówię.

Łzy również dają znać o swym istnieniu.

„No siema, drogi czytelniku, dawnośmy się nie widzieli”.

Ich duże krople wraz z potęgującym się zapachem potu, ściekają na twe kolana.

Zapach potu ścieka na kolana. Swoją drogą, znajdujesz się w ciekawej pozycji na tym krześle, skoro łzy lecą właśnie tam.

Nagle czyjaś ręka łapie za włącznik prądu. Źrenice w jednej chwili rozszerzają się. Z twoich niemych dotychczas ust wydobywa się ryk, słowo zaś które wypowiadasz brzmi- „nie”.

Nie! Tylko nie rozszerzające się źrenice!

–Ręka powoli opada na dół. Twoje ciało jest teraz wstrząsane tysiącem śmiertelnych wolt.

Za sjp.pl:
Wolta
1. jazda w kółko na ujeżdżanym koniu;
2. zręczny obrót ciała, np. podczas walki

Wyobraź sobie śmiercionośną woltę, pomnóż przez tysiąc i zobrazuj w swojej, chorej wyobraźni. To jest piekło.

Coraz szybciej. Prąd jest tak silny, że pali twą skórę. Wstrząsy sprawiają iż przegryzasz sobie język. Z twoich ust wychlapuje krew. Słyszysz obijający się pomiędzy uszami śmiech. Wyjesz z ogarniającego cię bólu. To już koniec.

Uffff.

Bynajmniej tak ci się wydaje.

Bez komentarza.

”- Budzisz się, znowu na swym fotelu. Chcesz otworzyć oczy, jednak okazuje się to bardzo trudne. Powieki są ciężkie niczym dwa odważniki.

Wnioskuję, że nie są to odważniki ważące tyle, co powieki.

Męczysz się coraz bardziej. Najdziwniejszy w tym, wszystkim jest fakt iż w żaden sposób nie możesz się ruszyć z miejsca.

Coś dużo tych najdziwniejszych w tym, wszystkim (!) faktów.

Palce i oczy są to jedyne części ciała jakimi możesz poruszać. Twoje serce bije coraz szybciej. W twojej głowie przepływają tysiące myśli.-„ Jedną nich jest ta, która mówi ci, że odpływasz w inne realia ziemskiego świata.

No masz. Jeśli jedna z tysięcy myśli używa tak szalonych związków wyrazowych, strach pomyśleć, jak brzmią pozostałe.

Twój oddech jest bardzo szybki. To jest jeden, wielki szok.

Całe to opowiadanie to jeden, wielki szok. Z przecinkiem.

Leżysz w karetce pogotowia. Jedzie ona bardzo szybko. Zemdlałeś, ktoś próbuje ci pomóc, bynajmniej tak ci się zdaje.

Ponownie bez komentarza.

Ktoś do ciebie podchodzi Ma jednak złe zamiary. Twoje oczy widzą wszystko przez grubą warstwę mgły. Widzisz, że bierze do ręki jakieś szczypce.

Kto bierze, wszystko czy mgła?

Nerwowo kręcisz głową. Twoje oczy, zdradzają czychające pod powiekami przerażenie.

To dopiero. Nie dość, że mgła grozi Ci szczypcami, to jeszcze pod powiekami „czycha” na Ciebie przerażenie. Nie ma dokąd uciec!

Kręcisz się na noszach tak bardzo,że spadasz na dół. To jednak nie zniechęca napastnika. Ciężkim butem, na twarzy, zatrzymuje twe ruchy.

Czy napastnik nosi but na twarzy? Możliwe, w końcu jest mgłą. A może zatrzymuje ruchy na Twojej twarzy?

Próbujesz się uwolnić, ale wiesz, że to jest niemożliwe. Z szyderczym uśmiechem na ustach łapie za twoje jelita.

Znalazłeś się w uniwersum Mortal Kombat, gdzie wystarczy trochę mocniej uderzyć kogoś w brzuch, by wyjąć mu jelita.

Ściska je i wyrywa, jedno po drugim.

Strach zapytać, ile ich masz. Nawet w uniwersum Mortal Kombat standardem są dwa.

Ból sprawia, że tracisz przytomność. Twoje wnętrzności pływają we krwi.

Przynajmniej niektóre wyrwał. Może przeżyjesz!

Otwierasz oczy i leżysz teraz na łóżku przypięty skórzanymi pasami bezpieczeństwa. Jesteś umysłowo chory. Zdradzasz oznaki obłąkania. To jest jakiś rodzaj psychozy maniakalnej.

O... kej? Podobno podstawową oznaką obłąkania jest to, że nie zdajesz sobie sprawy z bycia obłąkanym. Skoro potrafisz wystawić sobie diagnozę, to chyba nie jest źle... Nawet jeśli ta diagnoza nie ma sensu. Przynajmniej Twoje wnętrzności już chyba nie pływają we krwi.

Wierzysz w jakiegoś niewidzialnego boga, skoro wszyscy na kuli ziemskiej wiedzą, że aby przeżyć wystarczy zabić kolejnego mieszkańca kuli ziemskiej, którą zamieszkują.

Dobra, może jednak wnętrzności we krwi były lepsze. Bredzisz, delikatnie mówiąc. Nie podejmę się interpretacji, z wariatami trzeba ostrożnie.

Na około twego łóżka stoją teraz lekarze w białych fartuchach. W pomieszczeniu czujesz znieanawidzony przez ciebie zapach lizolu. Kręcisz się nerwowo, chcąc się wydostać. Wszelkie próby spełzają na niczym. Niczym w narkotycznym transie, wypowiadasz następujące słowa.- „Jestem śmieciem ludzkim. Zwykłą szmatą, stworzoną tylko po to aby ktoś mnie dobił.”- Wyjesz, bardzo głośno.

No już, nie przesadzaj! Spokojnie, lekarze są tu po to, żeby Ci po-

Jak każesz tak się też staje. Lekarze spełniają twe żądanie. Wyjmują ze swych kieszeni pistolety kaliber czterdzieści cztery.

...

Każdy strzał jest jak, nie tego nie można chyba z niczym porównać.

Można – jest jak czytanie tego opowiadania zdanie po zdaniu i obserwowanie galopujących przecinków.

Twoje, nagie ciało rozpruwają kolejne kule. Leżysz teraz napełniony ołowiem, na stole w kostnicy.

Napełniony ołowiem. Cóż. Nie martw się, w zakładzie pogrzebowym pozbędą się go i zastąpią płynem balsamującym.

Jeszcze jeden człowiek wypałniający swój obowiązek. Wyjął już wszystkie. Trzydzieści kul, jak trzydzieści dni miesiąca”.

!!!

–Budzisz się ponownie aby zaraz ponownie zasnąć. Nie panujesz nad tym. To jest silniejsze od ciebie.

No, to akurat nic niepokojącego. Osobiście też nie panuję nad tym, kiedy się budzę.

- Leżysz teraz w na łóżku.

A więc to tutaj uciekły zagubione przyimki!

Twoja postać, wcieliła się w tym momencie w postać kobiety. Młodej, dwudziestoletniej blondynki.

Nie dość, że młodej, to jeszcze dwudziestoletniej... Zanosi się na porządny gwałt!

Twój umysł jednak pozostaje na swoim miejscu.

Eeee, czyli gdzie? Na fotelu? W kuli? Na krześle elektrycznym? Na łóżku? W kostnicy?

Leżysz na łóżku, przywiązany sznurami. Twoje ręce nerwowo poruszają się. Do pokoju wchodzi jakiś męszczyzna.

!!!!!!

Zbliża się do ciebie. Zdejmuje z siebie spodnie i bieliznę, obnażając się tym samym.

Spokojnie, może zaraz z powrotem się ubierze, przywdziewając się tym samym.

Nie podoba ci się ten widok. Kładzie swe ciało na tobie. Liże każdy najmniejszy nawet kawałek twego ciała.

Cóż, wyraźnie się chłopakowi nie spieszy.

Wzdrygasz się, ale nic oprócz tego. Nagle zaczyna w ciebie wnikać. Czujesz go w sobie. Odraza opanowuje twe ciało. Krzyczysz aby przestał, ponieważ sprawi ci ból. On jednak cię nie słucha. Ból staje się coraz większy. Plujesz na niego, aby tylko wyrazić to, co do niego czujesz. On jednak się tym nie zraża. Śmieje ci się w twarz, ryczy. Gdy już jego żądze są zaspokojone, odchodzi z nie gasnącym uśmiechem na ustach.

No, to było dosyć szybkie i napisane nieporadnie jak zwykle, ale prawie przejmujące! Czyżby była jeszcze jakaś nadzieja dla umiejętności narracyjnych „marionetki w rękach niewidzialnego Boga”?

Dziwny w tym, wszystkim był fakt iż nie odstręczał go twój widok. A jest on napradę brzydki.

Nie.

Na twej twarzy, znajdują się czrwone krosty, wielkości gałki ocznej. Są bardzo swędzące. Gdy odważasz się aby podrapać jedną z nich, ta pęka, wylewając na zewnątrz białą maź.

Nie ma nadziei.

Czujesz chwilową ulgę. Ale inne krosty również swędzą. Maź, spływa, po ranie, na szyję, tworząc w tym samym następną krostę. To jest straszne.

Owszem.

Drapiesz się po następnych, te pękają. Maź wypływa, przy okazji wypalając twą skórę, niczym kwas solny. Skóra odchodzi płatami od kości.

To wypala się czy odchodzi? Pewnie jedno i drugie.

Wyjesz z ogarniającego twe ciało bólu. Kolejne, nowo powstałe krosty, również swędzą. Drapiesz się, wiedząc, że już niewiele pozostało na tobie wolnego ciała.

Resztę ciała wzięła już w niewolę Twoja, chora wyobraźnia.

Odruchowo drapiesz się po kroście, na prawej piersi. Maź dostaje się do twego serca.”

Pamiętajcie, dzieci, nie drapcie się za mocno jak Was komar ukąsi, bo dodrapiecie się do serca.

- Twoje usta i oczy zamierają w niemym krzyku i tak właśnie umierasz po raz kolejny. Niestety, a może nareszcie, okazuje się iż twoje ciało leży w lodówce kostnicy.

Niestety, a może nareszcie, umarłeś, drogi czytelniku.

Czy to już koniec?

Coś mi mówi, że nie!

–„ Twój dotychczas uśpiony umysł budzi się. Odczuwasz w tym momencie przenikliwe zimno. Ogarnia ono twoje ciało. Nie wiesz po pierwsze w jaki sposób jeszcze żyjesz, a po drugie jak wydostać się z tego koszmarnego pomieszczenia. Kopiesz w drzwi lodówki. Nikt jednak ich nie otwiera. Czujesz, że powoli zamarzasz. Temperatura twego ciała spada do niebezpieczengo stanu. Dwadzieścia stopni. Funkcje życiowe twego ciała ustają.

Ale, jak widać poniżej, zachowujesz świadomość.

” –Gdy już jesteś przekonany niemal, na sto procent o pewności swej śmierci, twoja, chora psychika płata ci kolejnego figla.

Argh! Jestem niemal, na sto procent przekonany o pewności tego, że Twoja, chora psychika po prostu nie zna umiaru.

- „Leżysz teraz w wąskim pudełku. Tam gdzie się znajdujesz, jest bardzo ciemno. Już wiesz, to jest trumna. Jedyne czym możesz jeszcze poruszać, jest to głowa jak również palce rąk i nóg. W środku jest bardzo duszno.

W środku palców jest duszno? Cóż, przynajmniej możesz nimi poruszać.

Twój oddech jest bardzo ciężki, zresztą jak zawsze w takich chwilach.

Jesteś weteranem bywania w trumnie i wiesz, jakie są tego konsekwencje dla Twojego, biednego oddechu.

Nagle czuje, że coś pełza ci po nodze.

Wpełza na Ciebie i zaczyna czuć, że pełza. To nie zwiastuje niczego dobrego!

Posuwa się wolno, ale miarowo do przodu. Również na ręku wyczuwasz, że nie jesteś sam w tym pudełku. Gdy trzeci, nie znany ci osobnik wpełza na twoje, spocone czoło, już wiesz, że są to jakieś robaki. Po szybkości ich poruszania, wnioskujesz iż są niewielkich rozmiarów.

Z kolei po kącie, pod jakim na Ciebie wpełzują, wnioskujesz, iż trumna jest wykonana z drewna bukowego.

Potem następny, na brzuchu, jest ich coraz więcej. Wchodzą ci na twarz. Po kilkunastu sekudach jest ich cały rój. Rój obślizgłych robali, pełzających po twym, nagim ciele.

O, miło, że marionetka w rękach niewidzialnego Boga raczyła sprecyzować. Z dotychczasowego opisu wynikało, że jest to rój pszczół, latających wokół Twoich purpurowych majtek.

Wchodzą wszędzie: do nosa, co w znaczący sposób utrudnia mu swobodne oddychanie.

Nos oddycha za Ciebie, więc masz problem. Na szczęście nos może też oddychać ustami!

Gdy na powrót zaczyna oddychać ustami, tam również się wślizgują.

Szlag. Tyle jeśli chodzi o plan B.

Nie oszczędzają żadnej, najmniejszej nawet szpary. Uszy, tam jest najgorzej, wnikają do nich wświdrowując się. Ból jest niesłychanie wielki.

Ha! Niesłychanie! To dobre, bo mowa o uszach!

Sprawia, że bębenki pękają, wyjewając z siebie pusującą krew. To oznacza gotowość do ataku. Robaki niczym w szaleńczym amoku rzucają się w kierunku krwi.

Wszystkie teraz pełzną w stronę uszu. No, przynajmniej się nie udusisz!

Piją ją, stając się od tego grubsze. Niczym komary, albo muchy.

Albo robaki. Albo Twoja, chora wyobraźnia.

Jest ci coraz trudniej oddychać. Wyjesz z bólu, co sprawia,że twoje, spierzchnięte dotychczas usta pękają. Krew drobną strużką wypływa z ich kancików. Czujesz jak oszalałe robaki, z bardzo dużą szybkościa przesuwają się po swój pokarm. Wgryzają się głębiej w ciało aby tylko wyssać więcej krwi. Ich malutkie, zdawałoby się nic nie znaczące ząbki, niczym tarka zdzierają naskórek i w bardzo powolnym tępie drążą maleńkie dziurki, w poszukiwaniu twojej krwi.

Spokojnie, te ząbki pracują w bardzo powolnym „tępie”, więc pewnie same też są tępe! Może przeżyjesz!

Przez uszy dostają się do twojego mózgu. To naprawdę już koniec.

Mówiłeś tak wcześniej, a to było przed lekarzami, gwałtem, krostami i robakami. Ciężko Ci zaufać, marionetko w rękach niewidzialnego Boga.

Umierasz, robaki wgryzają się w jeden z najważniejszych organów u człowieka.

Yyyy... Mowa o mózgu, prawda...?

Krew wylewa się na twoją twarz, a robaków z minuty na minutę jest coraz więcej i więcej.
Odpływasz całkowicie. Co prawda nie wiesz jeszcze gdzie ale święcie wierzysz, że tam dokąd podąż twoja, duchowa opoka, będzie o wiele lepiej niż w śnie, który nieubłaganie zmierzał do nieskończoności.

Podobnie jak to opowiadanie. Ale to naprawdę koniec!

***

Cóż dodać, drogi czytelniku. Tylu błędów leksykalnych, ortograficznych i interpunkcyjnych na tak niewielkiej powierzchni nie sposób znaleźć nigdzie indziej. „Pułapka wyobraźni” to punkt wyjścia dla tego bloga. Każde następne opowiadanie będzie analizowane w zestawieniu z nim. Drogi czytelniku... Drogi autorze... Bądźcie świadomi.